6 doba po operacji. Znowu pobudka wcześnie rano, tym razem przed piątą ale za to w końcu w domu. Chyba wraz z wycięciem części żołądka przesunęli mi też zegar, który nie mógł mnie do tej pory dobudzić przed siódmą. Swoje trzy grosze do wcześniejszego wyjścia z objęć morfeusza dołożyło też ssanie w brzuchu. To chyba głód. Piszę chyba, bo do tej pory w szpitalu był to ból pooperacyjny. Funkcje życiowe w normie za to widać spory spadek energii.
Nic dziwnego skoro przez cały wczorajszy dzień zjadłem 3 łyżki zupy, może pół litra wody, szklankę mleka i pół jogurtu. Ciężko się przestawić na tryb jedzenia razy 5 ale będzie trzeba. Ja zaczynam od dzisiaj, właśnie pisząc ten tekst zjadam sobie powoli rozgniecionego banana. Kolejny nowy smak po resecie. Dzisiaj też chcę sobie ustalić stałe pory jedzenia i się do nich przyzwyczaić a przede wszystkim będę wyszukiwał nowych atrakcyjnych smaków.
Nie mam zamiaru katować się standardowymi potrawami a że zawsze lubiłem pitrasić to będę mieszał w garach ku uciesze rodziny i swojej. Oczywiście wszystko w ramach ogólnie przyjętych norm i w zgodzie z rozsądkiem, bo i świadom jestem możliwości żołądka jak i ryzyka po operacyjnego. Gupi nie jestem nie ? Tak wiec 6 dni po czuję się nieźle, nadal dylematy czy zrobiłem dobrze chociaż to już płacz nad rozlanych mlekiem czyli jak by to powiedział klasyk "po ptokach" i teraz trzeba żyć i się przystosowywać. Waga spada, rany się goją, w piątek zdjęcie szwów. Idzie ku dobremu.
Ja jestem dopiero przed...
OdpowiedzUsuńżyczę dużo siły. Będę do Ciebie wpadać.
Fajnie ze piszesz!
Ja jestem w trakcie podejmowania decyzji .... chce ale tez sie boje
OdpowiedzUsuńMyślę, że warto, ostatecznie mamy dla kogo żyć :)
Usuń