Burgerowni ci u nas dostatek. Świadczy o tym kolejna moja wizyta w fajnym miejscu tym razem w Warszawie. Tym samym zaznaczam swój mały ślad dużym butem rozmiaru 44 na nowym terenie, w Stolicy. Swoim zaproszeniem zaszczyciła mnie bowiem burgerownia o oryginalnej jak na miejsce nazwie BURGEROWNIA. Wszystko to za sprawą aplikacji Kekemeke, gdzie znalazłem moc adresów, które można odwiedzić i zakosztować w niesamowitych smakach warszawskich knajp i restauracji. Mało tego, po wizycie w jednym z dostępnych w aplikacji punkcie gastro otrzymuję pieczątkę a po zebraniu 9 dostanę prezent. Jaki? to zależy od restauracji na co się zdecyduje ale w większości jest to zapewne darmowe danie.
Skuszony otrzymaniem prezentu wybrałem się na Ursynów. Swoją drogą ciekawi mnie fakt, dlaczego jest tak, że gdziekolwiek bym nie chciał jechać to wszędzie jest 16 km. Mieszkałem sobie cały tydzień na Pradze i wszędzie miałem te cholerne 16 kilometrów. Ale wracając do tematu. Burgerownia ma w ofercie 8 wersji burgera co uważam za duży atut, bo gdybym chciał sprawdzić wszystkie, musiałbym te 16 km pokonywać przez tydzień dzień po dniu, poza tym pewno by to zostawiło swój niewielki ślad w moich jakże dużych już gabarytach.
Wiem, powinienem się za siebie zabrać i uwierzcie mi zabrałem się kilka tygodni temu. Znajomy polecił mi przed każdym posiłkiem wypić szklankę wody. Wtedy mniej zjem. Ja zmodyfikowałem ten sposób i do każdego posiłku piję sobie soczek. Taki stu procentowy, mieszanka jabłek i aronii idealnie nadaje się jako starter do takiego posiłku. Faktycznie mniej wtedy jem przy czym zamiast pustej wody zasilam się energią stuprocentowych soków owocowych. W burgerowni niestety nie mają soków z Ogrody Sabinu. Testuję od jakiegoś czasu.
Mają natomiast dość sporą ofertę równie naturalnych soków z Maluma. O ile te również są sokami w stu procentach to nie one mną zawładnęły. Pamiętacie z dzieciństwa smak oranżady tej w woreczku ? tej do której wbijało się słomkę i piło z dziecięcą radością? Tak dokładnie tej. Jak się okazało Ursynowska burgerownia ma całkiem spore zapasy oranżady z Kąkolewnicy, która przypomina mi właśnie smaki z dzieciństwa. Co ciekawe wcale nie ma tak dużo konserwantów, coś mieć musi oczywiście, żeby to mogło chwilę postać ale w większości woda, cukier, gaz i śladowe ilości tych E.
No ale czym to jest przy smaku. W dzieciństwie piło się tego hektolitry i jakoś żyję i wcale nie skarżę się na jakieś bolączki. Nawet cukrzycy nie mam. No chyba, że mówię słodko do żony to wtedy ociekam w cukier. Ale do rzeczy. Burgerownia ma swój sposób na burgery, który dla jednych jest atutem a dla innych wadą. Większość miejsc, gdzie się jada burgery, robi je w sposób standardowy, duża bułka, duże ilości sałaty, przepyszne mięsiwo fantastyczne sosy, jakieś dodatki w zależności od receptury i o, się je. Tutaj jest inaczej. Na sokach z wysmażonego mięsa na grillu podpieka się bułkę
W nią właśnie wsiąka ten sosik przy czym nadaje się jej płaski kształt no i zostają fajnie zapieczone ślady po ruszcie. Przyznam się, że z takim sposobem podania jeszcze się nie spotkałem, "gdzie zabawa", zapyta zwolennik standardowych kształtów? ale dla mnie, osoby, która jak się nie upaprze to nie poje, jest to mega ogromnie duży i niezaprzeczalny atut. Ale że ja nie dam rady ? Jestem wielki. Po zjedzeniu kilku kęsów upieprzyłem się jak dziecko, które i tak zrobiło na złosć mamie. Ta daaam. Wielki kleks sosu barbecue wylądował na mojej świeżo upranej bluzie.
Czymże to jest jednak przy smaku tych burgerów. Pozostawiły na mnie trwałe i niezatarte wrażenie. Dwa na miejscu, trzy na wynos, dzięki czemu udało mi się spróbować większości :) Poza standardowym klasykiem ciekawym pomysłem jest połączenie smaku mięsa z grzybami w postaci dorzucenia boczniaka czyli Fungo Burger. Fajną opcją dla wielbicieli serów jest Kozi Burger z kozim serem, jest oczywiście propozycja ze zwykłym serem, ale dorzucenie koziego wydaje mi się lepszym pomysłem. Jak ktoś lubi ostrzejsze smaki to może przetestować Jalapeno Burger. Ja się nie zdecydowałem, nie lubię na ostro bo łagodny jestem.
Jak ktoś jest fanem owoców morza to jest Krewetka burger. Burgerownia pomyślała o wszystkich, nawet tych, dla których mięsko jest be i fuj czyli wegetarian. Dla zwolenników tej kuchni jest burger z kotletem z kaszy jaglanej. W sumie nie wiem czemu nie spróbowałem, chyba nie chciałem już przeginać z ilością na wynos. Żeby nie było, że sam to zeżarłem, podzieliłem się z żoną i synem. A co niech też mają. Tatuś przynajmniej przywiózł coś ze stolicy. Podsumowując aby ocenić to miejsce trzeba tam być. Surowy klimat tego właśnie miejsca idealnie nadaje się na burgerownię. Właściciele mają pojęcie o tym co robią, a wiadomo, nie ma cwaniaka na Warszawiaka i tutaj to powiedzenie sprawdza się w stu procentach jak te soki co mają w ofercie i te, które ja spożywam do posiłku. No i przyłączam się do prośby, którą kiedyś wyśpiewywał w swoim fantastycznym utworze Andrzej Sikorowski. Nie przenoście nam stolicy do Krakowa bo będę miał kufa za daleko. Ajl bi bak.
PS. Zastanawiacie się może, czemu mam dwie fotki z właścicielem ? Drugi właściciel w osobie właścicielki nie miał możliwości dojechania to, żeby sprawiedliwości stało się zadość poszły dwie foty. Poza tym mają dwie takie knajpy i byłem w obu :) Druga jest na Żoliborzu. Polecam obie !
0 komentarze :
Prześlij komentarz